piątek, 3 października 2008

Wyprawa w góry:)

3 października 2008

Jesteśmy w domu, tzn w Tchébébé. Wróciliśmy wczoraj wieczorem z pięknej, ale krótkiej podróży na północ kraju, w góry Kabije. Zatrzymaliśmy się na misji SMA w Saoudé, gdzie przyjął nas o. Łukasz Kobielus. Droga do Saoudé nie jest daleka, może 200km, ale w tutejszych realiach nigdy nie wiadomo ile czasu zajmie dojechanie na miejsce;) nam udało się dotrzeć bez przeszkód!
Z Tchébébé wyjechaliśmy we wtorek o 9 rano. Pierwszy odpoczynek był po 30 km u znajomego misjonarza z Polski – ks. Zygmunta. Potem droga prowadziła nas już na północ. Wzdłuż niej po prawej i lewej stronie stragany z owocami (caaałą misę grejpfrutów kupiliśmy za niecałe euro!), olejem, nieco dalej od drogi „zakłady” krawieckie i „salony” fryzjerskie, „warsztaty” motorowe i co kilka kilometrów mały, kolorowy meczecik muzułmański… tak jedzie się przez całe Togo, z południa aż na północ. Minęliśmy Sokode i powoli wjeżdżaliśmy w małe góry, a naszym oczom ukazywały się co raz to piękniejsze widoki:) gdzie się nie spojrzy tam piękne sawanny, soczysta (o tej porze roku) zieleń, a w oddali kolejne góry i pagórki.
Jadąc, naszym oczom ukazała się rzecz niezwykła – na środku drogi wyrosła nam skała ;) stała sobie tam, nie zważając na samochody! Te, które dość nieumiejętnie chciały ją ominąć wylądowały w rowie – a i tak niech się cieszą, że nie spadły w przepaść…
i oto na poboczu leży sobie naczepa od tira ;) w sumie widok dość popularny, bo na każdym niemal kilometrze widać stare, ledwo jeżdżące ciężarówki, przeładowane do granic możliwości!!! Nasza inspekcja ruchu drogowego miałaby tu sporo do roboty ;) a togijska policja? Dla nich to niestety dobre źródło dochodu… (patrz – łapówki)…

Tak więc jedziemy dalej, przed siebie. Kolejnym punktem naszej podróży na północ ma być niewielka wioska w pobliżach Kary, gdzie inny polski misjonarz (inny ks. Zygmunt) kończy właśnie budować misję.
Droga do niego jest w 100% afrykańska! W pewnym momencie kończy się na rzece… most nie został jeszcze wybudowany więc jedynym wyjściem jest przeprawa przez wodę… samochód jakoś daje sobie z tym, ale długo się zastanawialiśmy, czy to aby tak ma być;)
Misja ks. Zygmunta jest niewielka, ale z czasem myśli o jej rozbudowie. Teraz będzie miał dach nad głową do spania i jedzenia, apatam i mały kościółek – reszta w przyszłości.

Wracamy do Kary. Zbliża się południe i jest gorąco, zamówiliśmy pyszny obiadek w knajpce, gdzie chyba główną atrakcją są dziesiątki nietoperzy oblegających drzewa…
...najedzeni i napici zasłużyliśmy na odpoczynek ;) hihihihi, to był gwóźdź programu! W nagrodę za dobrze wykonywaną pracę w bibliotece o. Jan zabrał nas na … basen :) :) :) wspaniale było wymoczyć się w chłodnej wodzie! Po trzech tygodniach pracy w pocie czoła (człowiek w tym klimacie poci się nawet nic nie robiąc, a co dopiero jak się trochę zmęczy…) taki basen był dla nas jak kawałek raju ;)

Drugi kawałek raju spotkaliśmy jadąc w górę, do Saoudé. O tym napiszę Wam w następnym odcinku ;)

3 komentarze:

Basinek pisze...

O mamuniu... dech zapiera jak się widzi takie widoki!!!... jakie to piękne rzeczy stworzył Bóg...

olasum pisze...

Czytając wasze Wrażenia wracam pamięcią do tych miejsc... Niepowtrzalnych, Wyjątkowych...Już nie mogę doczekać się "odcinka" z Saoude...Uściski Ola Sumińska

m pisze...

Karolina Twoje opowieści czyta się jak książkę Cejrowskiego....dla mnie BOMBA :-)